Archiwum imprez | 2012 | 3. XV NADBAŁTYCKA WIOSNAProwadzący: Jan Kramek Termin: 2 – 10.06.2012 Kraje: POLSKA – Podlasie – Puszcza Knyszyńska Trasa: rzeki: Sokołda od Straży, Słoja od Talkowszczyzny oraz Supraśl i Narew do Złotorii „XV NADBAŁTYCKA WIOSNA” POLSKA – Podlasie – Puszcza Knyszyńska 3. rzeki: Sokołda od Straży, Słoja od Talkowszczyzny oraz Supraśl i Narew do Złotorii 2 – 10.06.2012 prowadzący: Jan Kramek „Błoto, piaski i karaski” … Powyższe słowa trafnie oddałyby charakter rzek i okolicy w połowie ubiegłego wieku. Rzeki wtedy meandrowały w zabagnionych puszczańskich dolinach nanosząc tu i ówdzie piaskowe wydmy, a czystość ich wód pozwalała miejscowym na obfite odłowy ryb i raków wywożonych w hurtowych ilościach na targowiska w Białymstoku. Ot takie Taplary z powieści „Konopielka” Edwarda Redlińskiego. Ale od tamtej pory wiele się wydarzyło. Przyszła „nowoczesność” w postaci melioracji rzek i to gdzieniegdzie ponawianej, później zrzut ścieków z Białegostoku zatruwający dolny bieg Supraśli oraz Narew, ostatnio wreszcie pod koniec ubiegłego wieku uruchomiono oczyszczalnie ścieków i upadło wiele zakładów przemysłowych, które to przypadki radykalnie poprawiły stan czystości wód poniżej ujścia Białej do Supraśli – widzieliśmy jak wędkarz wyciągał dorodną rybę. W rezultacie wielkich nakładów finansowych nie zwiększyły się w istotnie zauważalny sposób areały użytków zielonych – obniżony znacznie poziom wód gruntowych i tak nie zabezpiecza przed wiosennym długotrwałym podtapianiem tzw. łąk, więc ich wykorzystanie jest potencjalnie wątpliwe, a faktyczne jeszcze mniejsze na skutek obumierania tradycyjnego rolnictwa, w miejsce którego wciskają się wypasione rezydencje oraz tzw. „gospodarstwa agroturystyczne” prowadzone przez miastowych. Niezamierzonym skutkiem ubocznym było zniszczenie ekosystemu i obniżenie walorów turystycznych – kajakowych w szczególności. Ze względu na pogodę i działania logistyczne związane z przestawianiem samochodów jeden dzień przeznaczyliśmy na zwiedzenie Krynek i Kruszynian, gdzie pozostały jeszcze poza meczetem tylko szyldy i tatarskie symbole, a swoista atmosfera tych miejsc zdaje się, że bezpowrotnie już wyparowała. Odcinek Supraśli od ujścia Sokołdy do Supraśla przepłynęliśmy dwukrotnie (raz starym i raz nowym korytem – w sumie cztery przenoski). Na pozostałym odcinku tej rzeki od ujścia Słoji do Narwi były tylko dwie przenoski (Wasilków i Dobrzyniewo Fabryczne). Na pozostałych jazach były otwarte przepusty i wyrównany poziom wody, więc targanie kajaków zostało nam zaoszczędzone. Na Sokołdzie, gdzie zaczynaliśmy spływ, przyszło nam kajaki przenosić tylko raz w Międzyrzeczu, gdyż przy drugim jazie poniżej Surażkowa zrobiliśmy akurat biwak. Początek w Straży był zresztą mocny, gdyż o świcie temperatura spadła poniżej zera i duży ruch samochodów na międzynarodowej drodze wybijał dodatkowo ze snu. Zaletą tych okoliczności było mniejsze zwracanie naszej uwagi na niezbyt czystą wodę w tej rzece. Dobrze, że na pozostałych było pod tym względem dużo lepiej. Słoję można niewątpliwie zapamiętać jako rzeczkę, na której przez 15 km trzeba było 15 razy przeciągać załadowany kajak, w tym 13 razy brzegiem – nie jestem specjalnym entuzjastą takich doznań, podobnie jak płynięcia prawie bez przerwy wąziutką i krętą rzeczką w szuwarach z ograniczoną perspektywą widokową. Do pozytywów trzeba natomiast zaliczyć względne urozmaicenie rzeki i jej otoczenia. W Talkowszyźnie odkryliśmy klimaty żywcem przeniesione z ławeczki pod sklepem w serialu „Ranczo”. Życiowe perypetie zapoznanego tam Kolegi Franciszka mogły dać dużo do myślenia. Tak przyzwyczailiśmy się do targania kajaków, że przed ujściem Słoji do Supraśli zafundowaliśmy sobie jeszcze ich przewożenie kilkaset metrów wózkiem do gospodarstwa agroturystycznego Kondycja (nomen omen), po to aby następnego dnia przed południem odwozić je z powrotem nad rzekę. Ale jak ktoś chce mieć bytowe luksusy na spływie, to niech cierpi. Aż sześć razy udało się nam zjeść obiad w knajpach, w Supraślu dwukrotnie z widokiem na pałac Bucholtza. Na śniadanka była chyba ze cztery razy jajówa dla wszystkich smażona na świeżym boczku. Tych wszystkich, to było łącznie cztery osoby – nawiasem mówiąc najmniej liczny spływ w którym brałem udział. Nie powiem, towarzysko sympatyczny i sterowany na zasadzie konsensusu, choć gustuję raczej w większych grupach. Na koniec wypadałoby wspomnieć, co nas do Puszczy Knyszyńskiej na spływ przywiało. Po pierwsze tam nie byliśmy. Po drugie, swego czasu kol. Andrzej Arendt z Bytomia (świeć Panie nad jego duszą) bardzo te rzeki osobiście mi zachwalał, no ale oni płynęli na przełomie kwietnia i maja oraz wyrwali się ze Śląskiej aglomeracji, więc punkt odniesienia mieli inny. Po trzecie, to był wariant zapasowy (w planie był spływ na Litwie, ale nie mógł dojść do skutku ze względu na małą frekwencję) i to realizowany w trybie nieco awaryjnym, o czym lepiej zamilczeć. Reasumując, warto było tam popłynąć, ale raz to w zupełności wystarczy. To jest najkrótsza z możliwych ocen i najbardziej surowa – pozostali uczestnicy byli łaskawsi, chociaż zgodzili się, że z trzech słów w tytule pozostało jedno i to pierwsze. Dobrze, że przynajmniej na kolejnym spływie w Finlandii błota nie będzie, ale o tym już w innym miejscu. I w ten oto sposób tradycja Nadbałtyckiej Wiosny została po raz drugi podtrzymana nieco na siłę (impreza kosztowała każdego tyle, co przy ewentualnym wyjeździe na Litwę – byłoby dużo dalej, bardziej egzotycznie i na różnorodniejszej trasie), a co będzie dalej czas pokaże. JPK Ostatnia modyfikacja: 2012-10-22 |
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | ||
|