Archiwum imprez | 2014 | 4. PÓŁNOCNY KRANIEC EUROPYProwadzący: Jan Kramek Termin: 5 – 22.07.2014 Kraje: FINLANDIA - Laponia, NORWEGIA – Finmark Trasa: rzeki Inarijoki od Angeli i Tenojoki (norw. Tana) do Morza Barentsa PÓŁNOCNY KRANIEC EUROPY FINLANDIA - Laponia, NORWEGIA – Finmark 4. 5 – 22.07.2014 rzeki Inarijoki od Angeli i Tenojoki (norw. Tana) do Morza Barentsa prowadzący: Jan Kramek Część rekonesansowa Cała trasa. Fragment informacji zamieszczonej przed imprezą ... {... Uznawane są za najbardziej łososiowe rzeki Europy – mapki, gdzie pokazano również trasy przejazdów i płynięcia, a kolejnymi przy nich liczbami oznaczono dni imprezy. Ujście Tany jest położone najdalej na północy ze wszystkich spławnych rzek w kontynentalnej Europie (górskie potoki pomijamy). Pobyt przy ujściu Tany wykorzystamy do pojechania na najdalej na północ wysuniętą część Półwyspu Skandynawskiego (północny kraniec kontynentalnej Europy). Dla przypomnienia, odwiedzany często Nordkapp jest na wyspie, a nie na ladzie stałym. Rzeki płyną w bardzo malowniczej (nawet jak na piękną Skandynawię) scenerii, w głębokiej do 300 metrów dolinie, z brzegami kamienistymi, żwirowymi i piaszczystymi. Są odcinki spokojne jak i szybciej płynące, coś podobnego jak na Ounasjoki w 2012 roku. Tylko (lub aż) w dwóch miejscach można mówić o zauważalnych dla doświadczonego kajakarza trudnościach: Yläköngäs (coś około ww II) na fotografii i Aläköngäs (coś około ww III+), gdzie na odcinku 500 m rzeka zwęża się do 50 m w środkowej części liczącego 5 km długości bystrza (załączone fotografie). W ostateczności jak ktoś będzie chciał (musiał), to może na tych bystrzach kajak spławić, a to najtrudniejsze może być nawet obwiezione – emocje są dobre, ale nie dla wszystkich jednakowe, więc bez przesady. Przy każdym z tych miejsc przewidziany jest biwak, albo przynajmniej postój. Zanim wpłyniemy na graniczną Tanę, będącą naturalnym przedłużeniem również granicznej Inarijoki, przepłyniemy na tej ostatniej przez kilka niewielkich jezior nanizanych jak paciorki splątanych korali na nitkę wąskiej i miejscami rwącej (Matinköngäs - ww II) rzeki, która stopniowo będzie się poszerzać i coraz głębiej zapadać w wąską dolinę. Po złączeniu się z płynącą z Norwegii rzeką Kárášjohka popłyniemy dalej już Taną, na początek dość leniwą, a później miejscami górską. Otaczająca nas roślinność stopniowo będzie przechodzić od szpilkowych (dość rachitycznych) lasów borealnych, poprzez brzozy, aż do traw i innych tundrowych krzewinek na rumowiskach skalnych. Profile podłużne koryt rzek ilustrują załączone wykresy. Atrakcją samą w sobie przy ujściu Tany do fiordu Morza Barentsa będą oceaniczne pływy sięgające 1,5 metra. Nocy na trasie spływu uczestnicy raczej nie doświadczą i latarki będą całkowicie zbędne. Autokar przez cały czas towarzyszy imprezie, ale nie stanowi to gwarancji, że zawsze będzie się płynąć bez bagażu – ze względu na atrakcyjność biwaków i brak możliwości dojazdu. Latem klimat jest dużo bardziej sprzyjający, niż mogłoby się nowicjuszom na tych terenach wydawać, zaś temperatury sprzyjają aktywnemu wypoczynkowi na świeżym powietrzu. Trzeba się jednak liczyć z trzema porami roku w jednym, zaś leżące wyżej w górach śniegi będą przypominać o czwartej. Czyż to nie jest piękne? ...} Wszystko co powyżej się potwierdziło. Zamieszczone w tym miejscu fotografie zostały wykonane na imprezie. Słowo pisane też się zaczyna pojawiać, podobnie jak 11 filmowych (rozdzielczość 1920 na 1080) odcinków będących skróconą kroniką wyprawy.
CZĘŚĆ 1. Słowo się rzekło i jest już pierwszy odcinek filmowej relacji, obejmującej dni od nr 0 do 3 poświęcone na dojazd z Warszawy na miejsce początku spływu w niewielkiej wiosce Angeli (68.91136°N Podróż choć długa (pierwsza noc w autokarze, dwie następne już pod namiotami w Finlandii), przebiegała bez większych niespodzianek, przynajmniej dla tych co czwarty już raz uciekali daleko na północ od upałów i nocy. O ile to drugie się udało (żadnej katastrofy kosmicznej zakłócającej ruchy Ziemi nie było), to z tym pierwszym było już dużo gorzej – upały były przez całą podróż, a już na miejscu Lapończyk będący właścicielem kempingu z dumą nam oświadczył, że o godz. 14 czasu słonecznego termometr w cieniu wskazał temperaturę 31 stopni i to wcale nie Fahrenheita ale Celsjusza (podobno w Warszawie w ogóle nie było wtedy czym oddychać). Co warto odnotować? Z cała pewnością można sobie po 10 latach odpuścić korzystanie z gastronomii w zajeździe Cowboy na początku granic administracyjnych Suwałk – nasze organizmy nie reagowały po tym specjalnie przychylnie na skutek stosowania przy gotowaniu starych pomysłów (soda) znanych z tzw. „zakładów zbiorowego żywienia” w poprzedniej epoce. W Tallinie mieliśmy cudowną pogodę i bardzo sprzyjającą porę dnia. Dostroiły się do walorów miejscowej Starówki. Solanka w rosyjskiej knajpie (przyjemny wystrój) niczego sobie a i kelnerki takoż. Na znanym nam sprzed dwóch lat kempingu za Heinola byliśmy chyba jedynymi gośćmi, za to były jeże no i te brzęczące eskadry komarów – ilości znaczne, ale nie katastrofalne. Tak już miało pozostać przez kilka najbliższych dni aż do noclegów w Norwegii. Następnego dnia jechaliśmy i jechaliśmy przez niekończące się lasy, na szczęście z postojami, z których pierwszy wypadł na obszernym i znanym nam parkingu nad zatoką Niinilahti jeziora Keitele (tym razem mieliśmy pogodę jak marzenie). Można stąd dopłynąć głównie jeziorami w mnogich malowniczych wariantach do samej Zatoki Fińskiej, bagatela drobne kilkaset kilometrów nie licząc kilkudziesięciokilometrowego wariantu w przeciwnym kierunku na północ. Za Rovaniemi można polecić leśny duży parking nad Raudanjoki (ciekawa rzeka, prawy dopływ Kemijoki płynący granicą poligonu) przy bystrzu Vikaköngäs. Miejsca na namioty też się znajdą. Nawet poważnie rozważałem nocleg w tym miejscu. Ostatecznie wypadł nam dużo dalej na północy, na krańcu jednej z wielu zatok (Ukonperä - 68.80474°N i 27.36972°E) ogromnego jeziora Inari. Tej nocy słońce już nam nie zaszło i tak miało pozostać przez wiele następnych. Tak daleko na północy jeszcze nie biwakowaliśmy, ale było tak gorąco. Następnego dnia (o ile to jest dobre słowo z braku nocy) spędziliśmy w autokarze niewiele czasu – mieliśmy już po prostu blisko do celu. Vaskojoki, w górę której jechaliśmy znaczną część drogi, prezentowała się całkiem zachęcająco (zdjęcie satelitarne 2-3). Miejsce na namioty w Angeli mieliśmy wymarzone (najdalej na północy ze wszystkich dotychczasowych wypraw 68.91136°N) na grubej warstwie mchu w rzadkim sosnowym lasku na wysokim brzegu, gdyby jeszcze nie ten upał i komary. Usłużny gospodarz ulitował się nad nami i poprzewoził quadem pod namioty nasze bambetle. Co poniektórym naszym koleżankom urządził nawet szkółkę jazdy tym wehikułem, taki był z niego amoroso. Poniżej link do części 1. filmu, na początku której nieco historii – wszak to była nasza sztandarowa impreza w jubileuszowym XX Kajakowym Eldorado.
CZĘŚĆ 2. Drugi odcinek filmowej relacji obejmuje dni od nr 3 do 4 (zdjęcie satelitarne 4), w czasie którego spłynęliśmy ze 192,5 m npm, na 287 km od ujścia Tany do Morza Barentsa do 154 m npm, na 251,5 km. Ile spłynęliśmy, o tyle pogłębiła się dolina Inarijoki (lap. Anárjohka). Z każdym pociągnięciem wiosła przemieszczaliśmy się coraz dalej i dalej na północ. Mieliśmy wszystko, o czym tylko kajakarz może zamarzyć (cudowna pogoda, jeziorka przedzielone bystrzami, kilka miejsc z adrenaliną, archipelagi wysepek, skaliste brzegi, piaszczyste skarpy, czysta i przezroczysta woda, różnorodne lasy, przyjazne do lądowania brzegi, plaże i coraz wyższe wzgórza nad rzeką) i zarazem nie mieliśmy niczego, czego byśmy nie chcieli. Wierzyć się własnym doznaniom nie chciało. Nawet stosunkowo zimna woda w rzece była jak najbardziej pożądana przy tak pięknej i upalnej pogodzie, zwłaszcza że tylnego wiatru się nie odczuwa, więc i jego chłodzenia również. Jak dla mnie był to jeden z najpiękniejszych dni spływowych w mojej kajakowej historii. W miejscu o współrzędnych: 69.18639°N i 25.71363°E; czekał na nas autokar i zostawiając spięte kajaki pod opieką naszej dzielnej Koleżanki pojechaliśmy na kemping w Karigasniemi. Co warto odnotować? Wydłużony o co najmniej 2 godziny postój przy Matiköngäs (ww II) na 267,5 km (akcja ratunkowa, ewakuacja kajaka i jego pechowej załogi do oczekującego w pobliżu autokaru, itd.) był powodem, dla którego nie zdecydowaliśmy się płynąć 15,5 km dalej do 236 km. Dnia, jako się na początku rzekło, by wystarczyło, ale nie mieliśmy pewności, czy będzie możliwy tam biwak (bezpłatny) dla naszej dużej grupy. Gdyby nie był, to przyjazd na kemping byłby już po zamknięciu recepcji (w Finlandii czas jest przesunięty o jedną godzinę do przodu i szanują ludzi pracy), co generowałoby dalsze kłopoty. A tak zafundowaliśmy sobie dwa płatne noclegi (niezbyt wygórowana cena za niezłe warunki) oraz pod znakiem zapytania stanęła realizacja programu płynięcia w wersji maksymalnej na tej wyprawie. Informacje nawigacyjne. Zaczynaliśmy nad jeziorem Bajit Caskinjávri (287 km), po nim krótkie bystrze Gouikkaš, jez. Vuolit Caskinjávri, po nim bystrza: Ylä (pol. Górne) Petkokoski (lap. Bajimuš Beskoguoika), Pitkä (pol. Długie) Petkokoski (lap. Gaskkamuš Beskoguoika), Ala (pol. Dolne) Petkokoski (lap. Vuolimuš Beskoguoika); bystrze Rohčeguoika w skalistym korycie, bystrze Kuorraskoski (lap. Guorrasgouika), bystrze Kuergokoski (lap. Guorrasgouika), jez. Ylä Kalkujärvi (Bajit Gálgojávri), jez. Ala Kalkujärvi (Vuolit Gálgojávri), bystrze Vuolit Gálgoguoika, jez. Máhccutjávri, bystrze Máhccutguoika, bystrze Njuorjjotguoika, jez. Aarnejärvi (Ártnetjávri), bystrze ww II Matinköngäs (268 km), bystrze Pahtuskoski (Báhtošguoika), bystrze Amundkoski (Ámmotguoika), bystrze Ruuvikoski (Ruvaštguoika), bystrze Gieddeguoika, a po nim jez. Mohkkejávri z wyniosłą na 35 m i rozległą zalesioną wyspą przy ujściu dość znacznego lewego dopływu Gošjohka. Nawet przy czytaniu „zęby bolą”, a co dopiero mówić przy pisaniu. Część niewielkich bystrz i tak nie została wymieniona z braku posiadania przez nie nazwy. Poza wspomnianym już stopniem trudności bystrza Matinköngäs pozostałe były dużo łatwiejsze, choć miejscami trudność sięgała ww I+. Guoika znaczy po lapońsku to samo co po fińsku koski, czyli bystrze kamieniste, w szczególności kamienisty przemiał. Natomiast słowo köngäs w języku fińskim oznacza wodospad, w szczególności może być to niewielki skalny lub kamienisty próg w korycie rzeki – progów tych może być zresztą wiele.
CZĘŚĆ 3. Trzeci odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 5 (zdjęcie satelitarne 5), w czasie którego spłynęliśmy ze 154 m npm, na 251,5 km od ujścia Tany do Morza Barentsa do 125 m npm, na 221,7 km do brzegu kempingu w Karigasniemi (69.40030°N i 25.84110°E), gdzie już czekały nasze rozstawione wczoraj namioty. Poszerzona już pod koniec poprzedniego etapu Inarijoki z każdym dopływem stawała się szersza, a jej dolina głębsza dochodząc miejscami do 200 m. Kolejny dzień z każdym pociągnięciem wiosła przemieszczaliśmy się coraz dalej i dalej na północ. Za wyjątkiem jezior i trudniejszych bystrzy mieliśmy wszystko, o czym tylko kajakarz może zamarzyć i zarazem nie mieliśmy niczego, czego byśmy nie chcieli. Wierzyć się własnym doznaniom nie chciało. Nawet stosunkowo zimna woda w rzece była jak najbardziej pożądana przy tak pięknej i upalnej pogodzie, zwłaszcza że tylnego wiatru się nie odczuwa, więc i jego chłodzenia również. Jak dla mnie był to jeden z najpiękniejszych dni spływowych w mojej kajakowej historii. Więcej powyższej frazy już nie będę powtarzał, chociaż kolejne dni wyprawy też na nią w pełni zasługiwały. Etap nie był długi i biwaku nie musieliśmy szukać, więc płynęliśmy niespiesznie oraz zafundowaliśmy sobie dwa postoje. Pierwszy na ogromnej piaszczystej wyspie po 10 km, a drugi po dalszych 13 km po norweskiej stronie na kamienistym brzegu. Co warto odnotować? Na fińskim brzegu na 236 kilometrze faktycznie był niezły biwak przy rzece (był w planie maksimum), w miejscu, gdzie mijaliśmy stojących Finów. Kłopot jednak był w tym, że nie miałby jak zjechać, choć nieco, z wąskiej szutrowej drogi nasz autokar z przyczepą. Wypatrzone z satelity miejsce do tego celu nie było niestety dostępne (nadepnęlibyśmy na niezłe grabie), co mogliśmy stwierdzić już poprzedniego dnia jadąc w dół rzeki i co potwierdziło się bieżącego rano, przy powrocie w górę rzeki do naszych kajaków. Nawiasem mówiąc przejazdy autokarem w obie strony dostarczyły nam innego spojrzenia na rzekę i jej dolinę – nie żałowaliśmy tego, a wręcz przeciwnie. Informacje nawigacyjne. Bystrz było więcej niż poprzedniego dnia (nie będziemy ich nazw tutaj wymieniać), ale tylko miejscami trudność sięgała ww I.
CZĘŚĆ 4. Czwarty odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 6 (zdjęcie satelitarne 6), w czasie którego spłynęliśmy ze 125 m npm, na 221,7 km od ujścia Tany do Morza Barentsa do 115 m npm, na 187 km do brzegu kempingu w Seitela (69.64184°N i 25.96240°E), gdzie dojechał wezwany nasz autokar i gdzie sięgał północny zasięg drzew iglastych. Dalej na północ rosły już tylko dość karłowate drzewa liściaste – głównie brzozy. Było dość wietrznie i pochmurno, ale ciepło. Kolejny dzień z każdym pociągnięciem wiosła przemieszczaliśmy się coraz dalej i dalej na północ. Przez pierwszych 8 kilometrów, do całkowitego utworzenia Tany (norw, Tanaelva, fin. Tenojoki, lap. Deatnu) na 213,8 kilometrze przez połączenie granicznej Inarijoki z płynącą z Norwegii rzeką zwaną przez Saamów (jak siebie nazywają Lapończycy) Kárášjohka (fin. Karasjoki), otoczenie rzeki jest relatywnie mniej ciekawe (szersza dolina), ale później wszystko wraca do wyśrubowanej wysoko estetycznej normy. Wielka już nizinna rzeka płynie spokojnie przez góry, zaś wzdłuż rzeki, na obu jej brzegach jest asfaltowa droga (na norweskim międzynarodowa), ale poza większym zagęszczeniem ludzkich siedlisk nie miało to dla nas większego znaczenia. Informacje geograficzne o Tanie oraz jej dwóch rzekach źródłowych (Inarijoki i Karasjoki) zebrano w Relacji z imprezy (link na końcu tej strony), gdyż zamieszczane w Internecie oraz na niektórych mapach dane bywają poplątane, jak np. przyjęcie, że Karasjoki jest górnym biegiem Tany. Pierwszy postój mieliśmy na 209,5 km, zaś drugi na 195,3 km. Wybór trasy na szerokiej rzece usianej mieliznami ułatwiała zaznaczona na naszych mapach granica państwowa, która przebiega głównym nurtem rzeki i na podstawie umowy pomiędzy dwoma zainteresowanymi państwami jest korygowana co 25 lat – nie wierzcie więc geografom podającym powierzchnie Finlandii i Norwegii na podstawie źródeł starszych niż 25 lat. Co warto odnotować? Wysoką cenę kempingu Seitela przy dodatkowo utrudnionym korzystaniu z toalety rekompensowały nam piękne widoki w górę i w dół rzeki, zwłaszcza przy dołowaniu słońca (nie zachodziło) w okolicach astronomicznej północy. Z tego miejsca pochodzi zdjęcie profilowe na naszym facebooku. Informacje nawigacyjne. Na początku etapu, jeszcze na Inarijoki mieliśmy dwa łatwe bystrza: Dorvoguoika (guoika znaczy po lapońsku to samo co po fińsku koski, czyli bystrze kamieniste), Ráidegávva (gávva znaczy po lapońsku to samo co po fińsku niva, czyli bystrze bez kamieni, szybki nurt). Po drugim postoju, przed końcem etapu, mieliśmy łatwe bystrza z gęstymi chmurami muszek nad wodą: Akukoski (lap. Áhguoika), Máttaráhkoguoika, Čulloveaiguoika.
CZĘŚĆ 5. Piąty odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 7 (zdjęcie satelitarne 7), w czasie którego spłynęliśmy ze 115 m npm, na 187 km od ujścia Tany do Morza Barentsa do 97 m npm, na 135,9 km czyli parkingu przy niewielkim prawym dopływie Gistujohka (69.94623°N i 26.54876°E), za górną częścią bystrza Yläköngäs, w języku miejscowych Saamów zwaną Bajimušbihttá czyli górna bihttá. Zostawiliśmy kajaki w przepięknym zakątku pod opieką silnej grupy pod wezwaniem i wróciliśmy autokarem na nocleg w Seitala. Płynęliśmy w najgłębszej części doliny i chyba najbardziej widowiskowej. Po niezbyt zachęcającym przedpołudniu mieliśmy później znów wspaniałą pogodę. Pierwszy postój wypadł na 171,5 km, sesja zdjęciowa na rzece była na 162 km, drugi postój, już przy pięknej pogodzie, był na 153,7 km, zaś trzeci na 146,7 km – głównie po to aby nie przypłynąć na metę przed umówioną godziną przyjazdu autokaru, wyprzedził nas zresztą w czasie tego ostatniego postoju. Bardzo szybko przepłynęło się nam ponad 50 km – wiatru nie było i rzeka ciągnęła aż miło coraz dalej na północ. Informacje nawigacyjne. Na starcie etapu mieliśmy łatwe bystrze Outakoski, później dwa niewielkie bystrza: przy Dalvadas (bez nazwy) oraz Spárrasuolguoika – łatwe i przez to zdradzieckie. Na koniec była już wspomniana Bajimušbihttá, czyli górna (ww I+) część wspomnianego wcześniej bystrza Yläköngäs – jej początek wydawał się łatwy, ale przez ogromne głazy rozrzucone w zmyślną szachownicę rzeka płynęła szybko nie dając wyraźnych śladów na wodzie, więc grzebnąć się było łatwo i byli tacy którym omal się to nie przytrafiło.
CZĘŚĆ 6. Szósty odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 8 i 9 (zdjęcia satelitarne 8 i 9), w czasie których przewieźliśmy się najpierw do ujścia Vetsijoki (69.95910°N i 27.31137°E) na 97,6 km, robiąc po drodze zakupy w Utsjoki, a następnego dnia spłynęliśmy z 97 m npm, na 135,9 km od ujścia Tany do Morza Barentsa do 52 m npm, na 97,6 km czyli miejscu naszego noclegu na kempingu. Na początku mieliśmy za sprawą pogody, rzeki i jej otoczenia scenerię jak z filmów grozy. Może to było powodem, że na środkowej (ww I+) części bystrza Yläköngäs były dwie kabiny, a na dolnej (ww II+) jedna? Nie wiedzieć czemu ten fragment filmowej relacji szczególnie widzom się podoba. Poza koniecznymi postojami przy Yläköngäs mieliśmy jeszcze dwa wyjścia na norweski brzeg. Pierwsze przy wielkim głazowisku za huczącym ujściem Borsejohka (130 km), a drugie przed mostem w Utsjoki (111 km) – też przy głazowisku, gdzie pogoda stawała się bardzo ładna i taką pozostała do końca dnia oferując nam po raz kolejny wieczorem piękne „złote fotograficzne godziny”. Informacje nawigacyjne. Po starcie etapu mieliśmy wkrótce środkową część bystrza Yläköngäs (ww I+) zwaną przez tubylców Gaskkamušbihttá (pol. Długa Bihttá) i następnie dolną część bystrza Yläköngäs (ww II+) zwaną przez tubylców Vuolimušbihttá (pol. Dolna Bihttá) – nie zawadzi zrobić rozpoznanie z brzegu. Średniorocznie przepływa tędy 120 m³/s i mniej więcej tyle było w czasie naszego pobytu. Dla porównania, na dostarczycielu tylu emocji - bystrzu Matinköngäs (pierwszego dnia płynięcia) - przepływ był prawie 10 razy mniejszy. Od ujścia Borsejohka (130,5 km) ogólny kierunek naszego płynięcia zmienił się na wschodni, choć początkowo był południowy. Do kolejnego postoju w Utsjoki (111 km) przepłynęliśmy wiele łatwych bystrz: Bávválguoika, Bađđáguoika, Goahppelašguoika, Gamanjarguoika, Geađggašguoika, Guollemuorguoika, Goržánguoika oraz dwu częściowe Aittikoski (lap. Áiteguoika), czyli Bajit Áiteguoika i Vuolit Áiteguoika. Później naliczyliśmy jeszcze tego dnia 6 kolejnych łatwych bystrz: Ohcejohguoika, Gárnjárguoika, Lusnjárguoika, Duvdášguoika, Stuorraguoika, Bávttaguoika.
CZĘŚĆ 7. Siódmy odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 10 (zdjęcia satelitarne 10a i 10b), w czasie których przewieźliśmy się najpierw na kemping w Tana bru, a następnie pojechaliśmy na północny kraniec kontynentalnej Europy do latarni Slettnes: 71.090335 N, 28.2194 E. Temperatura była jak na te szerokości geograficzne przystało – nieźle nas zimnym wiatrem przewiało, ale z pewnością warto było się „poświęcić”. Pierwotnie mieliśmy zamiar zwodować się poniżej bystrza Alaköngäs i następnie wpłynąć do Norwegii Taną w miejscu gdzie najdalej na północ sięga Unia Europejska, ale silny przeciwny i zimny wiatr oraz szeroka rzeka zniechęciły nas do tego. Jak pokazała pogoda w następnych dniach była to dobra zmiana planów.
CZĘŚĆ 8. Ósmy odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 11 (zdjęcie satelitarne 11 i 12), w czasie którego spłynęliśmy z 10 m npm, na 41 km od ujścia Tany do Morza Barentsa do 0,5 m npm, na 7,4 km (Skoglund), czyli miejsca, gdzie wyraźnie sięgają oceaniczne pływy i już na terenie Rezerwatu Ujścia Tany (norw. Tanamunningen Naturreservat). Zostawiliśmy tam spięte kajaki i wróciliśmy do naszych namiotów na kemping do Tana bru. Cel mieliśmy jasno wytyczony, to znaczy oświetlone słońcem: najpierw górę Alggašvárri (570 m npm) z masztem telekomunikacyjnym na szczycie (na lewym brzegu Tany), a później położone na prawo od ujścia Tany górę Márjjavákvárri (510 m npm) i najwyższą Stangenestind (725 m npm) na całym półwyspie Varanger (norw. Varangerhalvøya). Płynęliśmy głownie pod zimny wiatr niestety, a nad głowami mieliśmy pięknie zawirowane chmury, które przesuwając się na północ nie pozwoliły nam dogonić cudownie pastelowego w tych szerokościach geograficznych nieba. Ogólny kierunek nurtu w szerokiej na ponad kilometr rzece wskazywała nam mapa i zdjęcia satelitarne, bardziej dokładny rozstawione tu i ówdzie na łososie sieci, ale i tak trzeba się było nieźle się nagłówkować nad wyborem drogi płynięcia i to przy zaangażowaniu całej naszej dotychczasowej wiedzy, doświadczenia i intuicji. Galer więc nie było, ale dwa postoje się przydały. Pierwszy na 28,6 km z jeszcze błękitnym niebem nad odległą o 20 kilometrów Alggašvárri, a drugi na 16,5 km z chmurami dochodzącymi już do odległej o 20 km Stangenestind. Przed końcem etapu na prawym brzegu wypiętrzało się tajemniczo postrzępione pasmo Rødberget (330 m npm) przypominające zrywającego się do lotu orła. Co można odnotować? Wydaje się, ze istotna część tutejszych mieszkańców żyje z zasiłków, co można poznać po specyficznych zachowaniach, wspólnych dla wszystkich świadczeniobiorców niezależnie od zamożności kraju. Usiłowali np. wyłudzić opłatę od naszego autokaru czekającego na nas w pobliżu mety etapu. Po powrocie do Polski sprawdziłem na mapach katastralnych, że stał akurat na terenie publicznym i w miejscu niezabronionym. Poszli w takiego bezczela, że w mojej pamięci mogli im dorównać tylko niektórzy rosyjskojęzyczni mieszkańcy Łotwy (2009) nad jeziorem Nabas w dorzeczu Windawy, albo nawet przewyższyć. Czyżby relatywna bliskość rosyjskiej granicy była taka zaraźliwa? Informacje nawigacyjne. Wypadałoby w tym miejscu przestrzec przed ugrzęźnięciem na którejś z licznych mielizn – piaski bywają w nich ruchome i „rzadkie”, więc wyjście z kajaka może być już ostatnim. Przestroga ta dotyczy zresztą całego 215-kilometrowego biegu Tany. Na dodatek kilkanaście kilometrów od umownego ujścia Tany są już odczuwalne pływy oceaniczne i można czekać na mieliźnie kilka godzin na przypływ.
CZĘŚĆ 9. Dziewiąty odcinek filmowej relacji obejmuje dzień nr 12 (zdjęcie satelitarne 12 i 13), w czasie którego dopłynęliśmy do pełnego Tanafjorden i następnie u podnóża góry Stangenestind (jest widoczna po prawej na panoramicznym profilowym zdjęciu naszej witryny internetowej) zamoczyliśmy wiosła najdalej na północy (70.531564 N, 28.414579 E) ze wszystkich dotychczasowych wypraw. Nie potrzeba tutaj żadnego komentarza, wystarczy obejrzeć kolejny odcinek filmu. Jak przymknę powieki to jeszcze to wszystko widzę w realu (pluskające w morzu foki, kołujące nad naszymi głowami orły, ciepło – wręcz upalnie, morze i pokryte śniegiem góry), a nie tylko na filmie, który najlepiej zrobiony i tak zawsze pozostaje namiastką. Jak by tego było mało, o astronomicznej północy na naszym biwaku czerwieniło się przebijające przez chmury słońce – znak, że dzień polarny trwający tutaj ponad dwa miesiące (słońce w ogóle nie zachodzi) ma się już ku końcowi – piękna dodatkowa oprawa do ogniskowej scenerii na wysokim brzegu Tany przy wręczaniu pamiątkowych dyplomów. Wspólny rewers i jeden awers takiego dyplomu zostały zamieszczone w relacji (link na dole strony).
CZĘŚĆ 10. Dzień nr 13. Wycieczka piesza (zdjęcie satelitarne 12 i 13) przez pasmo Rødberget (330 m npm). Tym razem pogoda widokowo nie dopisała.
CZĘŚĆ 11. Dni 14 – 16. Powrót (zdjęcia satelitarne 14a, 14b, 14c oraz ostatnia mapka). Dzień nr 14 wykorzystaliśmy na lądowy rekonesans tego, czym ewentualnie będziemy płynąć w roku 2017 – Utsjoki w Finlandi oraz opuszczone dwa etapy na Tanie i dalej do Tanafjordu. Po przejechaniu słabo zaznaczonego w tym miejscu głównego wododziału Gór Skandynawskich pięknie się wypogodziło i tak już pozostało do końca naszego pobytu w Finlandii, za wyjątkiem krótkiego deszczu w Inari koło południa oraz popołudniu tyleż krótkiego co i gwałtownego (nasz pociąg transportowy prawie uniósł się w powietrzu) tornado nad Vajunen – jednego z wielu jezior zaporowych utworzonych na rzece Kitinen, która do połączenia z Kemijoki jest od niej dłuższa około 30 km i ma większe dorzecze. Również kierunki dolin przemawiałyby za tym, aby to raczej Kitinen uznawać za górny bieg Kemijoki. Od źródeł Kitinen woda przepływa do Zatoki Botnickiej 550 km (najdłuższa trasa w dorzeczu), co błędnie przetłumaczono jako długość Kemijoki, która w rzeczywistości wynosi około 520 km. Błąd jest wszędzie za Wikipedią powielany! Zgroza. Wypadałoby w tym miejscu odnotować, że po 13 dobach słońce wreszcie raczyło się schować za linią horyzontu, chociaż noc była „biała” – wszak byliśmy jeszcze za kołem podbiegunowym. Dzień nr 15 to była już intensywna jazda z jedną krótką przerwą w stolicy wszelakiego kiczu, czyli w miasteczku Św. Mikołaja pod Rovaniemi oraz z drugą dłuższą w kompleksie parkingowo-marketowo-gastronomicznym ABC nad jeziorem w Viitasaari. Polecam, można nieźle zjeść za umiarkowane pieniądze nawet jak na polską kieszeń. Na dobrze znanym już kempingu nie było wcale komarów, za to było dużo gości, więc i jeże też gdzieś wywędrowały. Wiadomo, włóczenie się latem po Finlandii wcześniej niż pod koniec lipca jest tylko dla koneserów lub przyjaciół zwierzyny brzęcząco-latającej, którzy nie żałują im nawet własnej krwi. Dzień nr 16 to było zwiedzanie w upale Helsinek, jeśli tak w ogóle można powiedzieć oraz dopłynięcie o północy (już całkiem ciemnej) do Tallina. Jak tam było cudownie. JPK Ostatnia modyfikacja: 2015-05-04 |
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | ||
|